31 maja 2008

IZRAEL/SYRIA- Wzgórza Golan- czy kompromis jest możliwy?

Po raz pierwszy od marca 2000r., gdy na genewskim spotkaniu z Billem Clintonem Hafez al-Assad odmówił rozmów nad zaproponowanymi przez Ehuda Baraka warunkami porozumienia, Syria rozpoczęła otwarte negocjacje pokojowe z Izraelem. Toczące się za pośrednictwem Turcji rozmowy znajdują się na razie na etapie wstępnych konsultacji i do ostatecznego porozumienia droga jest jeszcze daleka. Już dwukrotnie podobne negocjacje zakończyły się niepowodzeniem. Po raz pierwszy, po ponad czteroletnich rozmowach Assada z premierami Icchakiem Rabinem i Szymonem Peresem w wyniki zwycięstwa wyborczego prawicowego Likudu w 1996r. Ponownie, po spotkaniu w Shepherdstown w styczniu 2000r. i wspomnianej rozmowie przywódców Syrii i USA w marcu 2000r. w Genewie. Nic nie wskazuje na to, by tym razem miało stać się inaczej. O problemach, które prawdopodobnie zdecydują o ponownym fiasku negocjacji tym razem nie piszę - niewiele mają one bowiem wspólnego z samym spornym terytorium Wzgórz Golan. Można jednak postawić zasadnicze pytanie- czy przypadkiem właśnie drugorzędna wydawałoby się kwestia statusu tych terenów nie stanowi problemu nie do przejścia? Czy możliwe jest rozwiązanie konfliktu, które satysfakcjonowałoby obydwie strony?

Najmniej kontrowersyjna wydaje się kwestia przyszłej przynależności terytorialnej Wzgórz Golan- jak dotąd pięciu premierów Izraela (Rabin, Peres, Netanyahu (!), Barak oraz obecnie sprawujący funkcję Ehud Olmert) opowiedziało się za zwrotem, zgodnie z rezolucją nr.242 Rady Bezpieczeństwa ONZ, tego terytorium Syrii jako podstawą dla zawarcia trwałego traktatu pokojowego. Problemem pozostaje określenie dokładnego przebiegu granicy- Syria upiera się przy powrocie do linii z 4 czerwca 1967r., podczas gdy Izrael za podstawę uznaje ustaloną w wyniku francusko-brytyjskiego porozumienia z 1923r. granicę międzynarodową, przebiegającą 10 metrów na wschód od pólnocno-wschodniego brzegu Jeziora Tyberiadzkiego oraz od kilkudziesięciu do kilkuset metrów na wschód od rzeki Jordan, pozostawiającą te cenne dla Tel Awiwu zasoby wody w całości po izraelskiej stronie. W trakcie toczących się w 2000r. rozmów pokojowych Ehud Barak zażądał nawet korekty granicy o kolejne kilkaset metrów na wschód w głąb terytorium Syrii, co spowodować miało zerwanie przez Assada rozmów bez dalszej dyskusji nad izraelskimi propozycjami. Wydaje się, że kwestia pasa ziemi o szerokości do kilkudziesięciu metrów nie stanowiłaby problemu nie do pokonania, gdyby pozostawała jedynym punktem spornym dzielącym strony konfliktu. Tak jednak nie jest.

Nie mniej istotną kwestią pozostaje dostęp do rzadkich w tym regionie zasobów wody rzeki Jordan i Jeziora Tyberiadzkiego. Izrael domaga się monopolu na korzystanie z tych źródeł, co spotyka się z oczywistym sprzeciwem strony syryjskiej. Kompromisowy zapis mógłby przewidywać prawo Syryjczyków do korzystania z wody tylko dla potrzeb miejscowości położonych na terenach opadających ku dolinie Jordanu, dający jednocześnie Izraelowi prawo do kontynuowania gospodarowania wodą w dotychczasowej formie.

Z pewnością najtrudniej o porozumienie może być w przypadku żądań Izraela wprowadzenia mechanizmów odsuwających groźbę wybuchu kolejnej wojny i rekompensujących w ten sposób utratę dotychczasowej przewagi w posiadaniu strategicznie położonych Wzgórz Golan. Nie bezzasadnie wzgórza te uznaje się za olbrzymi atut w rękach dysponującego nimi państwa- reżim syryjski doskonale zdaje sobie sprawę, że w linii prostej pozycje izraelskie od centrum Damaszku dzieli zaledwie 40km i otwarte wystąpienie zbrojne Syrii przeciw Izraelowi spotkałoby się z natychmiastowym, błyskawicznym uderzeniem na samo centrum kraju. To właśnie okupacja Wzgórz Golan sprawiła, ze Syria pozostała po 1973r. najspokojniejszym sąsiadem Izraela i swoją wrogą politykę zmuszona była prowadzić za pośrednictwem radykalnych grup palestyńskich i libańskich. Izraelczycy doskonale pamiętają czasy sprzed wojny sześciodniowej, gdy wzgórza wykorzystywane były do ostrzeliwania leżących u ich podnóży miejscowości izraelskich w Galilei. Ponowne rozmieszczenia syryjskiej armii jest dla Izraela niedopuszczalne- jedynym kompromisowym rozwiązaniem byłoby uznanie całych wzgórz za strefą zdemilitaryzowaną, w której Syryjczycy mieliby prawo utrzymywać wyłącznie siły policyjne. Na to jednak nie godzi się Damaszek, żądając w ramach rekompensaty utworzenia strefy zdemilitaryzowanej o identycznej wielkości na przylegającym terytorium izraelskiej Galilei. W kontekście bliskość niespokojnej granicy z Libanem jakiekolwiek wycofanie wojsk Izraela nie wchodzi tam jednak w grę i jedynie ograniczenie strefy zdemilitaryzowanej do bardzo wąskiego pasa (o szerokości od kilkuset metrów do kilku kilometrów) wzdłuż nowej granicy z Syrią mogłoby zostać zaakceptowane jako rozwiązanie kompromisowe.

Nawet w przypadku demilitaryzacji wzgórz wielu komentatorów izraelskich zwraca uwagę, że zdolność ich państwa do skutecznej obrony przed potencjalnym atakiem znacznie zmaleje. Jednocześnie wydaje się, że przy zdecydowanej przewadze militarnej Izraela szybkie zajęcie Wzgórz Golan w przypadku wrogich posunięć Damaszku (np. wprowadzenia, z pogwałceniem traktatu pokojowego, wojsk syryjskich do strefy zdemilitaryzowanej) nie stanowiłoby większego problemu. Pozostaje jeszcze kwestia izraelskich stanowisk obserwacyjnych na górze Hermon, które stanowią „oczy i uszy” Izraela skierowane na całą Syrię, system wczesnego ostrzegania przed wrogimi działaniami Damaszku. W celu przekonania Izraela do wycofania się ze wzgórz proponowano czasowe (lub stale) oddanie tych stanowisk stronie trzeciej (USA, ONZ) która uczyniłaby z nich narzędzie budowy wzajemnego zaufania między stronami konfliktu przez dzielenie się z nimi po równo uzyskiwanymi informacjami. O ile Izrael zdecydowanie odrzuca zaangażowanie znanej z proarabskiego nastawienia ONZ, Damaszek miałby wielkie opory w zaakceptowaniu na swoim terytorium bazy amerykańskiej. Dobrego rozwiązania nie widać.

Wydaje się, że znalezienie kompromisowych rozwiązań dotyczących Wzgórz Golan nie jest niemożliwe. Najbardziej prawdopodobne jest zwycięstwo proponowanej przez Syrię koncepcji powrotu do linii granicznej sprzed wojny sześciodniowej, dającej jej dostęp do rzeki Jordan i północno- wschodniego brzegu Jeziora Tyberiadzkiego. Izrael w zamian uzyskałby satysfakcjonujące go zapisy dotyczące zasobów wody oraz gwarancji bezpieczeństwa w postaci ustanowienia na całym terytorium wzgórz strefy zdemilitaryzowanej oraz przejęcia stanowisk obserwacyjnych na górze Hermon przez stronę trzecią. Czy takie rozwiązanie jest jednak dla stron konfliktu opłacalne?

Dla SYRII z pewnością odzyskanie ziem utraconych w czasie wojny sześciodniowej byłoby olbrzymim sukcesem i nawet konieczność nawiązania stosunków dyplomatycznych ze znienawidzonym "syjonistycznym reżimem", odpowiednio wytłumaczone opinii publicznej przez syryjską propagandę jako triumf Baszara al-Assada, nie zepsułaby atmosfery wielkiego zwycięstwa w Damaszku. Problem wody jest na tyle mało istotny, że ustępstwa na rzecz Izraela wydają się pewne. Najtrudniejsze do przełknięcia byłoby utworzenie strefy zdemilitaryzowanej (uniemożliwiłoby bowiem spektakularne wkroczenie wojska na okupowane przez 31 lat tereny) oraz zagraniczna baza na górze Hermon (czyż nie o jedność i niezależność świata arabskiego walczyła przez lata Partia Baas?). Powodem, dla którego Assad nie wydaje się być szczególnie zainteresowany osiągnięciem porozumienia nie jest jednak konieczność kompromisu w sprawie Golan, lecz kwestia całkowitej reorientacji swojej polityki zagranicznej, czego domaga się Tel Awiw.

Czy oddanie Wzgórz Golan jest dla IZRAELA opłacalne? Można odpowiedzieć: i tak i nie. Za propagandę uznać można tezy uznające rezygnację z Golan jako początek końca Izraela, powtórkę do okresu sprzed wojny sześciodniowej gdy kontrola izraelska nad Galileą była stale zagrożona. Izrael doskonale poradzi sobie bez Wzgórz Golan- jeśli złamanie zapisów o ich demilitaryzacji uznać za casus belli Izrael, dzięki swojej znacznej przewadze militarnej, będzie w stanie rozbić wszelkie ewentualne próby przebicia się Syryjczyków do Galilei. Za casus belli można by też uznać umożliwienie przenikania do strefy zdemilitaryzowanej palestyńskich czy libańskich oddziałów paramilitarnych- w tym przypadku akcja izraelska byłaby nawet łatwiejsza.

Nie można jednak ignorować oczywistych zagrożeń płynących z ewakuacji wzgórz. Chociaż przyszła wojnę z Syrią Izrael prawdopodobnie by wygrał, to z pewnością koszty takiej wygranej, liczone w ofiarach ludzkich i stratach materialnych, byłyby znacznie wyższe niż sytuacji dzisiejszej. Stanowiska obserwacyjne na górze Hermon wcześniej czy później dostałyby się w ręce syryjskie i korzyści płynące z posiadania dokładnych informacji o posunięciach Damaszku zostałyby utracone. Istnieje ryzyko, że do strefy zdemilitaryzowanej mogliby, nawet bez wiedzy władz Syrii, przenikać członkowie palestyńskich organizacji terrorystycznych, szykujący wypady na tereny izraelskie w Galilei w celu sprowokowania izraelskiej akcji militarnej i w konsekwencji nowej wojny z Syrią. Damaszek mógłby również, w sytuacji kryzysowej, wprowadzić do wód spływających ze wzgórz ku dolinie Jordanu substancje trujące i w ten sposób w praktyce unieważnić wszelkie zapisy umożliwiające Izraelowi korzystanie z wody Jodanu i J.Tyberiadzkiego.

Oddanie Golan wydaje się więc wysoce ryzykowne- jeżeli jedyną rekompensatą ze strony Syrii byłoby nawiązanie stosunków dyplomatycznych i zawarcie traktatu pokojowego, krok taki wydaje się dla Izraela zupełnie nieopłacalny. Gdyby umowa obejmowała jednak także rezygnację Syrii ze wspierania i goszczenia na swoim terytorium palestyńskich i libańskich organizacji terrorystycznych to przy zastosowaniu odpowiednich środków ostrożności realizację kolejnego odcinku serialu "ziemia za pokój" Izraelczycy mogą uznać za pożądaną. Pozostaje tylko pytanie- czy Syrię stać na odważną reorientacje swojej polityki? I czy Assad, 30 lat po porozumieniu w Camp David i 17 lat po przelomowej konferencji madryckiej jest wreszcie gotowy stać się nowym Sadatem?
-

Brak komentarzy: